Crème brûlée



Skruszona powracam do pisania. Ponieważ od poprzedniego posta minął przeszło rok zastanawiałam się długo nad znalezieniem odpowiednich wymówek dla takiego stanu rzeczy. Im dłużej zaś nad tym myślałam, tym mniej ich znajdowałam. Z początku oczywiście było kilka powodów. Główny, o ile dobrze pamiętam, stanowił odmawiający posłuszeństwa aparat. A potem, zupełnie jak z systematycznym pisaniem postów tylko w drugą stronę, jakoś samo poszło. Czas przepłynął przez palce przynosząc ze sobą upragnioną przeprowadzkę do większego miasta i mniej upragnione pożegnanie z własnym mieszkaniem. Zmianę pracy, skręconą kostkę i jeszcze kilka innych, mniej już istotnych rzeczy. Blog zaś zawisł w przestrzeni i czekał. Na dzień taki jak dziś.
Ponieważ według mnie skruchę dobrze jest łączyć z odrobiną przekupstwa, tak na wszelki wypadek, powracam z deserem.
Crème brûlée stanowi klasyczną odsłonę francuskiej kuchni i raczej nikomu przedstawiać go nie trzeba. Jedwabisty, waniliowy krem ukryty pod chrupiącą skorupką skarmelizowanego cukru. Ideał. Jego przygotowanie wbrew pozorom wcale nie jest problematyczne. Haczyk tkwi w potrzebie posiadania odpowiedniego palnika do karmelizowania cukru. Podobno można uzyskać zbliżony efekt wstawiając gotowy krem pod rozgrzany grill w piekarniku, ja jednak nigdy nie próbowałam tej metody. Biorąc pod uwagę nałóg zaopatrywania się w kolejne kuchenne gadżety uparłam się, że palnik musi być i koniec. Na szczęście, bo crème brûlée z miejsca trafił na listę moich ulubionych deserów.


Składniki:

400ml śmietanki 30%
5 żółtek
60g cukru
laska wanilii
cukier do posypania

Piekarnik rozgrzać do 100 st C bez termoobiegu.
Śmietankę wlać do rondelka, wsypać cukier i laskę wanilii naciętą wzdłuż. Nie wyskrobywałam ziarenek choć zwykle tak robię, ponieważ w gotowym crème brûlée osiadają na dnie miseczek, a ja zwyczajnie wolę kiedy jest on gładki, jedwabisty i nie upstrzony czarnymi kropeczkami. Śmietankę podgrzać na małym ogniu do temperatury 70 st C. Odstawić. Można ją oczywiście też zagotować, ale w takim wypadku należy odczekać, aż ostygnie zanim doda się ją do żółtek. Żółtka wbić do miski i bardzo delikatnie rozbełtać, tak by nie ich nie napowietrzyć. (Za pierwszym razem ubiłam żółtka z cukrem na kogel mogel, po wlaniu śmietanki uzyskałam wtedy puch. Gotowy krem zaś miał dziurawą, piankową konsystencję). Następnie stopniowo wlewać śmietankę, cały czas ostrożnie mieszając. Jeśli w trakcie tej czynności powstały na powierzchni pęcherzyki powietrza należy uderzyć miską o blat, by się ich pozbyć. Wyjąć laskę wanilii i całość rozlać, najlepiej przez sitko do czterech, płytkich żaroodpornych miseczek o średnicy ok.10cm.
Wstawić do rozgrzanego piekarnika i piec przez ok.50-60 minut. Najbezpieczniej jest piec w kąpieli wodnej, gorącą wodę wylewamy wtedy na blachę tak, by sięgała maksymalnie połowy wysokości użytych przez nas naczynek. Zapobiegnie to nadmiernemu ścięciu się masy jajecznej przy rozgrzanych brzegach. Crème powinien się ściąć, w środku może, a nawet powinien być lekko galaretowaty, natomiast w żadnym wypadku nie może się zrumienić. Wyjąć z piekarnika, ostudzić i wstawić do lodówki na kilka godzin.
Gotowy posypywać cukrem i karmelizować przy pomocy palnika.



Komentarze

  1. Czuję się przekupiona ;) Deser wygląda fantastycznie :)
    Czasem dobrze jest sobie zrobić przerwę... Bo przecież dobrze jest też wracać:)

    Co do skorupki - próbowałam robić ją pod grillem, ale to zdecydowanie nie to samo... Chyba, że masz porządny piekarnik, a nie taki jak ja ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pysznie :)

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i komentarze :)