Gnocchi z sosem śmietanowo-grzybowym
Nie przepadam za zupami. Nie lubiłam ich jako dziecko i teraz też nie pałam do nich wielką miłością. Dlatego jeśli tylko mam wybór, robię na obiad coś innego. Na ogół nie stanowi to żadnego problemu. Gorzej, jeśli przez obolałe, chore gardło niewiele jest w stanie przejść. Znalazłam na to sposób. Od jakiegoś czasu chorobowym daniem w zastępstwie zup są u nas kopytka. Albo jak dzisiaj gnocchi. Miękkie, ciepłe, z delikatnym sosem z łatwością dają się przełknąć. Robię je ilekroć któreś z nas pada ofiarą przeziębienia.
Gnocchi:
1 kg ziemniaków (najlepiej o dużej zawartości skrobi)
250 g mąki pszennej
1 jajko
sól
Ziemniaki gotujemy w mundurkach do miękkości. Gorące obieramy (radziłam sobie z pomocą ściereczki, ale i tak nie zaliczam tego do zadań najprzyjemniejszych) i tłuczemy, albo przeciskamy przez praskę. Ja posoliłam je na tym etapie. Odstawiamy do całkowitego ostygnięcia. Do zimnych dodajemy jajko, mąkę i wyrabiamy na gładką masę. Dzielimy ciasto na kilka części, z każdej tworzymy wałek grubości ok.1cm i kroimy na kawałki długości 2 cm. Każdy przyciskamy lekko widelcem tworząc wzór. Jest z tym trochę zabawy, ale dzięki temu odróżniają się od naszych swojskich kopytek. Nawiasem mówiąc kopytka robi się przez to o wiele szybciej.
Gotowe gnocchi wrzucamy do wrzącej, osolonej wody i gotujemy do momentu wypłynięcia. Ja zawsze jeszcze, bez względu na to czy robię kopytka, pierogi, uszka czy gnocchi, przepłukuje je zimną wodą, żeby się później nie sklejały.
Sos śmietanowo-grzybowy:
30 g suszonych grzybów
500 g pieczarek
2 małe cebule
100 ml śmietanki 30%
sól, świeżo zmielony pieprz
gałka muszkatałowa
oliwa do smażenia
Grzyby moczyć w wodzie (ok. 150ml) przez pół godziny, następnie gotować w tej samej wodzie do miękkości. (Nie płuczę grzybów przed moczeniem, bo w tym roku suszyłam je sama i miałam możliwość dokładnie je wcześniej oczyścić.) Po ugotowaniu posiekać je drobno. Nie wylewać wody. Cebulę obrać i pokroić w drobną kostkę, podsmażyć krótko na oliwie. Dodać pokrojone w grubsze kawałki pieczarki (nie plastry), a następnie pozostałe grzyby. Smażyć kilka minut, aż pieczarki puszczą większość soku. Dolać wodę pozostałą z gotowania grzybów. Chwilę później dodać śmietankę. Przyprawiać ostrożnie pamiętając, że część płynu odparuje. Ja przyprawiam zwykle na kilka razy, ostatni raz próbując tuż przed zdjęciem potrawy z gazu. Czasem też dodaję zwykłą śmietanę zamiast śmietanki, ale na ogół wolę sosy robione na kremówce.
Niektóre przepisy na gnocchi podają, że powinno się z mąką mieszać ziemniaki, gdy są jeszcze lekko ciepłe, inne, że powinny być już całkiem zimne. Ja zdecydowałam się na tę drugą wersję. Ogólnie rzecz biorąc gnocchi są bardzo podobne do naszych kopytek, ale ta drobna różnica konsystencji między nimi sprawiła, że nie przypadły nam jakoś szczególnie do gustu. Podejrzewam, że wypróbuję je jeszcze kilka razy z różnymi sosami, choćby po to, by dla własnej satysfakcji wprawić się w ich robieniu, ale na pewno nie zdobędą one w naszym domu tego miejsca, które zajmują kopytka.
chyba klasyka... ale za to jaka! pełna gracji.
OdpowiedzUsuńwielgachne mniam ;]
Proste i apetyczne. Chętnie zjadłabym takie danie.
OdpowiedzUsuńKuszą mnie te małe kluseczki! :D
OdpowiedzUsuńTak szukam inspiracji na dzisiejszy obiad jako,że moje gardło również obolałe a i smaku specjalnie nie mam i oto tym przepisem skutecznie mnie przekonałaś,żeby w końcu zrobić kopytka :) obowiązkowo z Twoim sosem grzybowym.Oby tylko wyszły :)
OdpowiedzUsuńGardło mnie nie boli, ale takie pyszne gnocchi chętnie i tak bym zjadła:)
OdpowiedzUsuńCiekawy ten sos, tak właśnie dziś zrobię:)
OdpowiedzUsuń